Każdy kto kiedykolwiek po przedłużonej sesyjce ze spliffem usiłował wraz z kumplami skoordynować jakiekolwiek działania poziomem komplikacji przekraczające zaparzenie herbaty wie w jak epickie przedsięwzięcie potrafią się zmienić już zamierzenia tak złożone jak zamówienie pizzy, uruchomienie filmu i otworzenie piwka. A jeżeli do tego nasze plany obejmą przemieszczanie się poza dom na większe odległości – wtedy całość urasta do rozmiarów misji godnej co najmniej krótkiego opowiadania. Albo filmu. Trudności te nie są obce konsumentom konopi pod każdą szerokością geograficzną, nic więc dziwnego, że uniwersalna, a ważka tematyka zmagań z nieogarem nie umknęła uwadze rzemieślników z Fabryki Snów – za których sprawą od końca lat siedemdziesiątych możemy rechotać głupkowato przy kolejnych amerykańskich stoner movies.
W skrócie – konwencja stoner movie zakłada historię o przeważnie męskiej grupce przyjaciół (w tym sensie można je uznać za odmianę ziomalskiego buddy movie), którzy spędzają razem czas przysmażając blanty i generalnie olewając jakiekolwiek „poważne” zajęcia. Kluczowe dla gatunku hobby głównych bohaterów sugerowałoby szczątkową ilość fabularnych atrakcji (i tak jest w istocie na przykład w Piątku (1995), rozgrywającym się przez większość czasu na ganku jednego z protagonistów), ale z tym problemem scenarzyści radzą sobie zazwyczaj gładko – głównie piętrząc przed stonerami absurdalne przeszkody (od zbiegłego geparda w Harold and Kumar go to the White Castle (2004) po Apokalipsę w This is the End (2013)). W sukurs scenarzystom idzie zresztą sama natura błogiego odurzenia – bohaterowie znajdują się zwykle w takim stanie, że wystarczającym motorem akcji mogą być zadania tak prozaiczne jak zapłata rachunku za elektryczność (Ciastko z niespodzianką (2007)), czy odnalezienie samochodu (Stary, gdzie moja bryka (2000)). Po prawdzie jednak – czegokolwiek nie mieliby dokonać upaleni protagoniści, to ich działania zwykle są tylko pretekstem do przedstawienia szeregu mniej lub bardziej idiotycznych gagów.
Kluczowym elementem stoner movie jest jednak, rzecz jasna – sam tytułowy stoner – a w właściwie cała ich galeria. Sama archetypiczna postać palacza marihuany przechodziła co prawda pewne zasadnicze przemiany od lat sześćdziesiątych, gdy na dobre zadomowiła się w popkulturze, jednak najważniejsze jej rysy pozostały właściwie niezmienne. Co do reguły, stoner portretowany był jako życiowy abnegat, zwykle bez pracy, bądź parający się dość luźnym zajęciem, no i rzecz jasna – o więcej niż olewczym stosunku do świata ogólnie uznanych wartości – takich jak higiena, punktualność czy odpowiedzialność. Co interesujące – choć szeregi filmowych stonerów zasilają przedstawiciele wszystkich ras, to zasadniczo trudno wśród nich szukać kobiet – poza nielicznymi wyjątkami (niezapomniana Jane z Ciastka z niespodzianką, drugoplanowa Jodi we Wpadce (2007)) stonerzy to sami faceci.
Jednak poza tymi niezmiennymi, archetypicznymi niemal cechami figura stonera w swoich kolejnych realizacjach przechodziła też pewne przemiany – jako że były one nierozerwalnie związane z samym charakterem stoner movie najlepiej będzie prześledzić je wraz z ewolucją samego podagatunku.
Cheech and Chong. Ojcowie gatunku
Choć już wcześniej można by znaleźć filmy, w których przewijają się postaci – pierwowzory późniejszych stonerów (The Trip Cormana z 1967, Easy Rider (1969) [dygresja muzyczna – upalonego Nicholsona opowiadającego Hopperowi o UFO zsamplował na ‚Adventrues in Foam‚ Tobin], czy nawet Kot Fritz (1972-4)), to niekwestionowanymi pionierami gatunku była para początkujących aktorów – Tommy Chong i Cheech Marin, którzy w 1978 wystąpili w klasycznym Up in Smoke. Przypominające nieco fabułę Hair perypetie unikającego służby wojskowej bezrobotnego bębniarza Chonga były tylko pretekstem do serii dobrze chyba już znanych wszystkim skeczy – z paleniem jointów z psich odchodów i konstrukcją ciężarówki ze sprasowanej marihuany na czele. Interesująca była przede wszystkim konstrukcja głównych bohaterów – uosabiających w istocie stereotypowe wyobrażenia na temat konsumentów marihuany. Chong to zarośnięty, gapowaty hippis po trzydziestce sprawiający wrażenie jakby nie zorientował się, że epoka Dzieci Kwiatów dawno się skończyła, natomiast rechoczący, rubaszny Cheech zdaje się chodzącym uosobieniem stereotypów na temat leniwych, kopcących sensimillę Latynosów wprost z propagandy Anslingera. Mimo tego przerysowania (a może właśnie dzięki niemu) ogólna wymowa serii wydaje się być raczej kontrkulturowa – na zasadzie konfrontacji tytułowych wesołków z przedstawicielami „sztywnego” społeczeństwa – w tym z organami ścigania.
Up in the Smoke doczekało się licznych kontynuacji, rozrastając się w pokaźną serię, i choć na uwagę obok pierwszej części załuguje właściwie tylko pierwszy sequel (Cheech and Chong’s Next Movie z 1980), to nie da się ukryć, że para jego głównych bohaterów dała początek całej serii kopcących skręty filmowych abnegatów.
Dude
W latach osiemdziesiątych zaczyna się też wykształcać figura dude’a – koleżki, może nie w pełni zgranego z rytuałami społeczeństwa, ale też bynajmniej nie kontestującego go otwarcie. Dude w istocie po prostu je zlewa, w czym pomaga mu konsumpcja sporych ilości zioła. Sztandarowego przedstawiciela tego typu odegrał w 1982 nie kto inny, a Sean Penn – wcielając się w rolę wyluzowanego surfera w Beztroskich latach w Ridgemont High. Ten model stonera znalazł liczne kontynuacje, nierzadko w wyśmienitych kreacjach aktorskich – od drugoplanowych rólek Keanu Reevesa (Fantastyczne przygody Billa i Teda (1989)), Matthew McConaughey’a (Uczniowska balanga), czy nawet Brada Pitta (Prawdziwy romans (1993)), po wzorcowego Dude’a Jeffe’a Bridgesa w Big Lebowskim (1998). W filmie braci Coen Dude nie tylko nie jest już godnym politowania looserem, ale dzięki stoickiej postawie ze wszystkich postaci zdaje się najlepiej radzić z chaosem otaczających wydarzeń – na tyle dobrze, by poradzić sobie z agresją niemieckich nihilistów i przespać się z Julienne Moore. No i na koniec – nie trzbe chyba przypominać, że do tej kategorii pasują jak właściwie wszyscy bohaterowie Sprzedawców (1994) na czele z Jayem i Cichym Bobem?
Komedie hip-hopowe
Nowoczesne stoner movie
Innym wyznacznikiem charakterystycznego dla ostatniej dekady podejścia do stoner movies jest ich przenikanie się z innymi podagatunkami – przede wszystkim (ale nie tylko) komediowymi. Rysy „filmów pod chmurkę” noszą zarówno prześmiewcze teenage slashery (cykl Straszny Film (od 2000), szczególnie druga jego część (2001), Dom w głębi lasu (2012)), komedie (Ali G Indahouse (2002)), komedie policyjne (wspominana Straż Wiejska), a nawet lżejsze filmy obyczajowe (The Wackness (2008), Goats (2012)). Szczególnie mocno stoner movies zrosły się z charakterystycznym, tworzonym przez młodych twórców i obsadzanym przez ich kolegów, nurtem współczesnych amerykańskich lekkich komedii, operujących błyskotliwym dialogiem – takich jak: Wpadka (2007), Boski Chillout (2008), This is the End, czy z niższej półki: Road Trip (2000), Stary, gdzie moja bryka, Freddy got Fingered (2001), czy filmy Gregga Arakiego – filmy te są momentami na tyle do siebie podobne jeśli chodzi o krąg zagadnień, że niemal nieodróżnialne; we wszystkich zaś z nich (może z wyjątkiem Boskiego Chilloutu) marihuana nie pełni już roli fetyszyzowanego ośrodka wydarzeń – stanowi za to niemal neutralne, obyczajowe tło. Trudno o lepszy komentarz do zmieniającej się stopniowo roli marihuany, przynajmniej w cywilizowanych społeczeństwach zachodnich. Kto wie, może w czterdzieści lat po faktycznej legalizacji w Kolorado, stoner movie będą pełniły rolę uroczych ramotek kręconych dla emerytów?
Z punktu widzenia amatora marihuany, bądź przynajmniej zwolennika jej dekryminalizacji pozostaje tylko pytanie o faktyczną funkcję stoner movies w popkulturze. Z jednej strony bowiem – stopniowo łagodzą one wizerunek konopi, mocno nadszarpnięty przez lata moralnej paniki i wojny z narkotykami. Szczególną rolę mogą tu spełniać te stoner movies, które przedstawiają względnie sympatycznych i ułożonych (wręcz nudnych?) palaczy, rezygnując z otoczki kontrkulturowej, czy fascynacji gangsterką (obecnej w hip-hopowym nurcie gatunku) – tylko czy wtedy nie wyzbywają się one potencjału komediowego?
Z drugiej jednak strony – nawet po rezygnacji z otoczki gangsterskiej czy kontrkulturowej, wiele współczesnych stoner movies zatrzymuje się w drodze do naturalnych reprezentacji palaczy niejako w połowie kroku – już nie przedstawia ich jako aspołecznych abnegatów, zamiast tego spychając ich do roli poczciwych, oswojonych, „naszych dziwaków”. Ten czyśćcowy stan, swoiste „getto śmiechu”,to zjawisko zasługujące na szersze omówienie w innym miejscu, warto tylko zauważyć, że stan oswojonego dziwactwa może jest i lepszy niż bycie wyrzutkiem, niemniej może być równie długotrwały…
Nadzieję jednak pozostawiają dwie grupy stoner movies – z jednej strony te, które stopniowo wtapiają się w główny nurt lekkich komedii, po cichu dokonując w swych bohaterach fuzji sympatycznego chłopaka z sąsiedztwa ze stonerem, czyniąc gatunek akceptowalnym dla szerszej, palącej okazjonalnie publiczności – tu wyrazy uznania należą się przede wszystkim koleżkom w rodzaju Setha Rogena. Z drugiej strony mamy zaś rzadkie przykłady stoner movies, które ośmielają się prezentować palaczy nieco inaczej, nie rezygnując jednocześnie ze swoistej fascynacji samym faktem palenia hurtowych ilości blantów. Do takich chlubnych wyjątków można zaliczyć stoner movies doceniane na Sundance, jak: anarchiczne High School (2010) z naprawdę inteligentnym bohaterem, odważnie poruszające wątpliwą praktykę przymusowych testów narkotykowych w szkole, czy opowiadające o nastoletnim wrażliwcu Goats – z interesującą rolą Davida Duchovnego.
Niemniej – wyjątki tego typu to jak na razie tylko światełka w tunelu, pozwalające jednak mieć nadzieję, że wraz ze zmieniającym się globalnie podejściem do narkotyków w ogóle, zmieni się i charakter sztampowych stoner movies, a poza niewątpliwym walorem rozrywkowym zachowają jednak minimum uczciwości w sposobie portretowania konsumentów…
Subiektywny wybór pięciu interesujących stoner movies:
Piątek [reż. F. Gary Frey, 1995]
Najwdzięczniejszy przedstawiciel hiphopowej odmiany nurtu. Craig (Ice Cube) ma znaleźć pracę, ale w sumie jest piątek i właśnie wpadł jego kumpel Smokey z worem zioła, które zamiast sprzedać, przepala. Dwie trzecie akcji tego niespiesznego filmu rozgrywa się na ganku Craiga, a dwaj przysmażający zioło kumple obserwują przewijającą się przez przedmieście plejadę swoich sąsiadów. Gdyby nie niepotrzebne wątki sensacyjne w finale, byłby to pewnie najbardziej wyluzowany z omawianych filmów.
Big Lebowsky [reż. Joel Coen, 1998]
Klasyk, którego przedstawiać nie wypada. Jeff Bridges w roli kanonicznego Dude’a, którego głównym zajęciem jest gra w kręgle i palenie jointów wkręcony jest w dziwaczną aferkę kryminalną. Plus Steve Buscemi, John Goodman, Julienne Moore i genialny epizod Johna Turturro. Wszystko opowiedziane z charakterystycznym, czarnym poczuciem humoru braci Coen.
Ciastko z niespodzianką [reż. Gregg Araki, 2007]
High School [reż. John Stalberg, 2010]
This is the End [reż. Seth Rogen, 2013]