Dziewięć podjarek przed Atonalem

Zwykły wpis

atonal2Na swoje potrzeby dzielę festiwale muzyczne z grubsza na dwa typy. Pierwszy to ogromne letnie spędy. Dwadzieścia scen między którymi biegasz jak kot z pełnym pęcherzem w wiecznej FOMO-napince, po drodze spotykasz kilkudziesięciu znajomych z którymi ucinasz durnowate trzydziestosekundowe pogawędki, a i tak połowę rozdętego do granic możliwości lajnapu przegapiasz: na Autechre stoisz w kolejce do Toi-Toia, podczas godzinnego seta Rodhada usiłujesz w tymże klopie rozdzielić jednego kwasa na piątkę posługując się tylko paznokciem, na Scubie stoisz w kolejce po piwo, na Modeselektorach i innych Apparatach próbujesz zdzwonić się z ziomkami, a Tobina odpuszczasz z premedytacją. Ostatecznie jednak nic nie tracisz – połowa towarzycha będzie do odsłuchania za rok, a w międzyczasie zagości w Prozaku. No i jest też drugi typ: znacznie mniejsze, czasem wręcz kameralne sabaty muzycznych snobów – często w dziwnych miejscówkach, zwykle nie pod gołym niebem, nierzadko poza rozgorączkowanym okresem wakacyjnym, co do zasady – z nieoczywistymi lajnapami, z których znasz, jak dobrze pójdzie, połowę wykonawców. Nie muszę chyba dodawać, który rodzaj imprez wolę, nie będzie żadną niespodzianką, że karnet na Dimensions zamieniłbym bez mrugnięcia okiem na pełny Unsound Pass i piątkę jarania (nie, nie mam karnetu na Dimensions).

Dlatego też kiedy Atonal czy Unsound ogłaszają swoje line-upy, jaram się jak nastolatek. Nie dlatego, żebym był takim mądralą i znał wszystkie nazwiska z oferty, wliczając w to totalne obskury. Nie chodzi też o snobizm i udawanie, że łotewskimi dronami to się zasłuchuję od dekady. Wręcz przeciwnie – jaram się właśnie dlatego, że dużej części gości nie znałem i mam okazję przed, czy – przede wszystkim – w trakcie imprezy poznać ich muzykę (imho idealne ratio to 50/50, albo wręcz 40/60 na korzyść nowości). Bo wiecie: można uprawiać techno-mamonizm i urządzać sobie generyczne podśmiechujki z odwagi promotorów/snobizmu publiczności (można to robić nawet będą promotorem wielkiej imprezy z elektroniką, jak to robi Napora komentując Unsound, przy okazji – co złego w snobizmie, serio?), można też jednak od festiwalu na który wydaje się niemałe nieraz pieniądze oczekiwać czegoś więcej – właśnie muzycznej edukacji. W końcu na tym także ma polegać rola muzycznego promotora, by publikę oświecać, a ja bardzo się cieszę, że mogę czasem w ciemno zaufać gustom Płysy, Schultza, Dtekka, młodszego von Oswalda, czy Gutka (żeby wyjść poza spędy muzyczne). Bo wiecie, jakbym chciał słuchać muzyki którą znam, to wybrałbym się do Płocka.

Tak więc i w tym roku sporą część czerwca i lipca spędziłem na obczajaniu nowo-starych rzeczy przed Atonalem (co zresztą doskonale było widać w moich zdechlackich notkach o nowych wydawnictwach). Nie udało mi się przesłuchać całego line-upu, po części z braku czasu, po części – by pozwolić sobie na niespodziankę, po części w końcu dlatego, że, podobnie jak wiele najciekawszych festiwali, tak i Atonal pełni czasem rolę muzycznego kuratora i zamawia lajwy specjalnie na potrzeby imprezy – stąd wiele projektów to wcześniej niesłyszane efemerydy. Dodatkowo, no – umówmy się – pewną część wykonawców już znałem, często też już słyszałem na żywo, więc wiem (?) czego oczekiwać.
Dobra, nie przeciągając dalej – oto krótki i na maksa subiektywny wybór kilku najciekawiej się zapowiadających strzałów tegorocznego Atonala. Pozwoliłem sobie odpuścić najbardziej oczywiste typy: boć to i wiadomix, że Abdulla jest świetny (choć w zeszły roku nieco przynudzał), Lustmord i Frost dostarczą co należy, a Sigha i Shifted rozniosą Tresora na oficjalnym after-party. No to hop:


FIS

 WOW. Tegoroczny długogrający debiut nowozelandzkiego producenta – album ‚The Blue Quicksand…’ to coś naprawdę, naprawdę świeżego. O taki IDM walczyłę – charakterystyczne, gruzłowate bity, do rozpoznania po jednej nutce. Całość mocno skompresowana i syntetyczna, ale w dobrym słowa znaczeniu – tak mógłby brzmieć Tobin, gdyby się po ‚Foley Room’ nie pogubił. W bonusie – niegłupi wywiad dla ‚Dummy’.


TONY CONRAD & FAUST – OUTSIDE THE DREAM SYNDICATE

Z racji swojej historii (sięgającej lat 80-tych), Atonal co roku odgrzebuje parę dinozaurów, którymi zasłuchiwała się niemiecka awangarda dwie-trzy dekady temu. Na Atonalu zawsze więc znajdzie się miejsce dla zimnej fali, krautrocka, proto-dronów, czy industrialu. W zeszłym roku wskrzeszono Cabaret Voltaire, w tym – Clock DVA i właśnie najsłynniejszy projekt Tony’ego Conrada z Faust. Outside the Dream Syndicate to godzinna hipnotyczna pętelka, podwaliny drone’ów. Spodziewam się bezczelnie minimalistycznej godziny z zapętloną frazą.


ALESSANDRO CORTINI

Obydwa wcielenia koleżki z NIN będą warte uwagi. O przepięknym ‚Sonno’ wydanym pod własnym nazwiskiem pisałem już tutaj – i właśnie ten materiał będzie prezentowany w Kraftwerk i będzie to światowa premiera opartego na nim live’a.
Równie ciekawy może okazać się też jego sobotni klubowy występ z projektem Skarn, w ramach którego Włoch produkuje dla Avian brudne, chropawe techenko:
(Cortini w sumie zagra w tym roku trzy razy – zaprezentuje bowiem także wspólny projekt z Lawrencem Englishem – najpewniej wspaniały, bo i jaki?).


PAUL JEBANASAM w/ TARIK BARRI

Podobny zasięg częstotliwości i ciężarek jak u Cortiniego, z tym, że jeszcze bardziej ponuro. Cmentarne, dostojne droniwa i chyba najciekawszy reprezentant Subtext (label będzie miał na festiwalu swój showcase, więc będzie się można o tym przekonać) W projekcie dla Atonala Lankijczyk (mieszkaniec Sri-Lanki – wiedzieliście?) o ujmującym nazwisku zaprezentuje premierowo wspólny audiowizualny live we wspłópracy z holenderskim artystą Tarikiem Barri (sprawdźcie jego współpracę z Aeternam Vale z zeszłorocznej edycji festiwalu).


SKEE MASK

Kolejny powiew klubowej świeżości. Intrygująca mieszanka przykurzonego techno/house’u z dubowym tchnieniem i szczyptą analogowych brudów. Nieoczywiste brzmienia plus równie nieortodoksyjne tempa z labelu braci Zenker.


DEEPCHORD

No, miałem nie wrzucać oczywistych typów, ale nie mogę się powstrzymać. Nigdy nie słyszałem Modella na żywo w żadnym wydaniu, i po prostu nie mogę sobie odpuścić pozostania w Tresorze do piątej rano w środę, choć pewnie mogę zapomnieć o usłyszeniu materiału z ‚Liumin’, czy ‚The Coldest Season’.


Dobra, wiem, że ciężko już teraz wyrokować jak będą brzmiały nowe projekty zamówione specjalnie na Atonal, ale dodam jeszcze na koniec, że ostrzę sobie ząbki na:

SHACKLETON presents POWERPLANT live
Papcio Shack w sumie nie zawodzi, więc i teraz będzie wybornie, nie? Tym razem nie zaprezentuje seta, czy live’a, ale występ grupy muzyków wykonujących jego kompozycje na wszelkiej maści perkusjonaliach – od gongów, po ksylofony. Skull Disco unplugged.

SUMS (KANGDING RAY + BARRY BURNS (Mogwai) live
Ok, po tym nie wiem czego się spodziewać, wiem tylko, że live’y Francuza, czy jego ostatni album są genialne – w towarzystwie post-post-wszystko gitar i perkusji mogą okazać się jeszcze ciekawsze. Albo nie.

VARG presents IVORY TOWERS
Mój nordycki ulubieniec we wspólnym projekcie z trójką innych artystów – analogowy live + gitara i smyczki. Zapowiada się raczej w kierunku D.A.R.F.D.H.S., ale na pewno gęsto i wielowarstwowo.

Dodaj komentarz