rzut uchem – [Candela Rising]

Zwykły wpis

candela002

Candela Rising to względnie nowy (założony w 2012, do tej pory 4 wydawnictwa) labelik z Londynu specjalizujący się w tłoczeniu eksperymentalnego, hałaśliwego techno. Jego założycielem jest Billy Allen, sam klejący całkiem przyjemne sety (dla The Lab, czy Our Land). Warto podkreślić, że oficynka wyznaję zasadę vinyl-only. Bodźcem do powstania wydawnictwa była znajomość jego szefa ze wspominanym kilka notek niżej Mørbeckiem, nic więc dziwnego, że opatrzona kodem [CAN001] została właśnie EPka szatana z Vault Series:


Pierwsza w katalogu Candeli EPka „Magneto” zgodnie z ustaleniami Allena i Mørbecka miała wyraźnie odróżniać się się od numerów, które ten drugi wydawał dla [Vault Series]. Takoż, stanowiąc w istocie jego pierwsze wydawnictwo poza VS ([Code is Law] zostało założone nieco później) zebrane na epce cztery numery wyraźnie odróżniają się od wcześniejszych dokonań Mørbecka lekkością i atmosferą. Najciekawszy jest linkowany klimatyczny ‚Morbius’, warto jednak też zwrócić uwagę na zamykający zbiór remiks ‚Mystique’ autorstwa Jeroena Searcha – uzyskane tam unikalne połączenie brudu i hałasu z pewną dawką przyczajonej melodii stanie się bowiem znakiem rozpoznawczym brytyjskiego labelu.


Obrany kurs wyraźnie potwierdza kapitalne „Coal Bath” – numery irlandzkiego duetu idealnie wpisują się w formułę brud+łamańce+szczypta emocjonalnych melodyjek. Tytułowy numer to charakterystyczna dla twórczości Lakkerów  kawalkada połamanych rytmów uzyskanych za pomocą dopieszczonych brzmień warstw perkusjonaliów, całość utrzymana w nietypowych tempach. Prawdziwą perełką jest jednak linkowany remiks Skirta – sporo wolniejszy i wyczyszczony, wydobywający dzięki temu ładunek emocjonalny produkcji. Warto też przysłuchać się ‚Rsspstp’ – zalegające w nim złogi noise’u mogą stanowić niezłe preludium do następnego wydawnictwa Candeli. Placek od Lakkerów jest też pierwszym wydawnictwem Candeli opatrzonym charakterystyczną grafiką w stylu „Joan Miró na kwasie”.


Trzecie z kolei wydawnictwo londyńskiego labelu – EPka o wdzięcznym tytule „Your Filthy Filter Fathered a Foul Frequency” to jego zdecydowanie najbardziej radykalna propozycja. Paul Birken – specjalista od hałaśliwego, noise’owego hard techno (distortion techno?) z wydawnictwami m.in dla [Mord] czy [Tone Wrecker] zaprezentował trzy wściekle połamana, brudne numery na pograniczu techno, hardtechno, noise’u i breaków. Takie ‚ Mal Prakktice’ balansuje na granicy między beztroskim wygłupem a beką z brostepu, reszcie numerów też nie brakuje czystej radochy z hałasowania. Nieco porządku w tym, skądinąd kapitalnym, zestawie zapewnia tylko remiks autorstwa Clouds (tych od ‚Ghost System Rave’, nie mylić z milutkim fińskim duetem wydającym dla Deep Medi Musik). Ich wersja ‚Howler’ utrzymana jest w idealnej równowadze między hałasem i wygarem, a skupieniem i dyscypliną – całość okraszona dyskretną melodią i paroma efekciarskimi samplami. Sztos!


Ostatnie wydawnictwo Candeli nie doczekało się jeszcze pełnych wersji na Tubce (choć zostało wypuszczone w lutym), ale warto przysłuchać się chociażby tym trzydziestosekundowym samplom. ‚Origin and Destination’ Eomaca to kolejny przykład niewątpliwego talentu irlandzkiego producenta (i kolejny powód by zacierać rączki w oczekiwaniu na jego majowy album – jest już preview). Najcięższy ‚Chob’ to zwał gruboziarnistego łojenia, nieco chyba przyciężkawy jak dla mnie. Znacznie lepiej wchodzi wolniejszy, melodyjny ‚ The Cure’, jednak prawdziwym skarbem jest drugi numer na stronie B – oparty na charakterystycznie ‚eomacowej’ rzewnej melodyjce ‚Tribs’. Większą część tego cudeńka o anthemowym rozmachu można było usłyszeć we wspominanym już przeze mnie podcaście dla KilleKill (>hop<, od trzydziestej trzeciej minuty). Przede wszystkim dzięki charakterystycznej melodyjce numer brzmi nieco jak gdyby najlepszym monetom ‚Hinterland’ Recondite’a wyrosły jaja, to jednak zdecydowanie klasa wyżej. (Czy moje propsowanie Eomaca nie robi się nudne? Obiecuję przestać. Ale dopiero po LP.)


Candela Rising niestety wydaje stosunkowo rzadko (cztery wydawnistwa w dwa i pół roku – k’mon!), ale ilość zdecydowanie rekompensuje jakością wydawnictw, a przede wszystkim – ich oryginalnością i już wypracowanym unikalnym brzmieniem. Dla miłośników ciężkiego, ale nie ociężałego, hałaśliwego, połamanego techno z duszą – instant buy za każdym razem.

 

Dodaj komentarz